piątek, 30 września 2016

KROK CZWARTY - KURS WSPINACZKOWY Z DOLNĄ ASEKURACJĄ

Z kursu na kurs tak mogę podsumować moje rozpoczęcie wspinaczki z braku czasu nie miałem okazji poćwiczyć na ścianie i wyszło tak że moje kolejne pójście na ścianką było początkiem nowego szkolenia. 27 września bieżącego roku zakończyłem "Kurs wspinaczki sportowej z dolną asekuracją na sztucznej ścianie". Kurs organizowany był przez "Warszawska Szkoła Wspinaczki K2.WAW" link do strony dla zainteresowanych kursami ( http://k2.waw.pl/k2warszawa ) i odbył się na "Arena wspinaczkowa  MAKAK". Wybierając kurs wspinaczkowy warto zastanowić się jakie wymagania stawiamy organizatorom, a jakie wymagania stawiamy samemu sobie. Ja skoncentrowałem się na programie szkolenia, dobrej atmosferze i przede wszystkim bezpieczeństwie jakie było mi zapewnione przez profesjonalnych i licencjonowanych instruktorów. To już mój drugi kurs z tym zespołem tzn instruktorzy Włodek Kierus i Magdalena Leo. 


Kurs liczył sobie 12 godzin lekcyjnych i był podzielony na trzy odrębne dni, a całość szkolenia była skonstruowana tak, aby kolejno nabywane umiejętności wynikały jedna z drugiej. Zacznę od początku:
Dzień pierwszy - rozpoznanie. Czemu rozpoznanie z prostego powodu na tym kursie było nas czworo dwie dziewczyny (Magda i Ania) z innego kursu które już się znały i dwie zupełnie sobie obce czyli Marta i ja. Po krótkim wstępie i przypomnieniu najważniejszych rzeczy przeszliśmy do konkretów czyli uderzyliśmy na ścianę i tu pojawił się mój strach po raz pierwszy, to znaczy. Dziewczyny jako że się znały stworzyły jedną parę więc zostałem ja i Marta niby wydawałoby się oczywistym dla wszystkich teraz to czytających że my stworzymy drugą parę ale czemu pojawił się we mnie strach? Gdyż patrząc na osobę stojącą obok mnie jakoś ciężko mi było przekonać się do tego że my wzajemnie mamy się asekurować z tego co mi się wydaję to Marcie też było ciężko w to uwierzyć, nawet padło pytanie z jej ust "Ty będziesz mnie asekurować?". Już wyjaśniam o co chodzi. Kobiet o wiek, wzrost i wagę się nie pyta ale ja znam te informacje o Marcie pozwólcie że powiem wam to w inny sposób. Ja ważę około 90 kilogramów w chwili obecnej i mierzę 173cm Marta sięgała mi w okolice nosa i ważyła około połowy tego co ja.Więc już możecie zrozumieć moje obawy (CHOLERA NIE UTRZYMA MNIE!!!). Dobra zaczęliśmy się wspinać najpierw rozgrzewka na wędkę góra dół zmiana góra dół... Kolejnym zadaniem było idąc na wędkę i mając przywiązany około dwu metrowy ogon z innej liny wpinanie go w ekspresy tak jak byśmy szli z liną z dolną asekuracją. Po przejściu tak kilku dróg Włodek zebrał nas w grupę i zasugerował że teraz pokaże nam jak się lata. Na pierwszy rzut poszła Marta, z dołu wszystko fajnie wygląda. Marta miała dojść do połowy ściany cały czas wpinając się w przeloty po czym puścić się i zobaczyć jak to jest. No i Marta doszła do połowy ściany tylko jakoś puścić się nie chciała, oczywiście ja asekurując ją z dołu również namawiałem do skoku który przecież pozornie jest taki łatwy. Po pewnym czasie Marta skoczyła dokończyła drogę, zjechała na dół i przyszła moja kolej na naukę latania. Asekurację nad moją wagą przejmuje Włodek idę dochodzę do połowy ściany i to co z dołu wydawało się proste i łatwe staję się nagle czymś co zajebiście ciężko w sobie przełamać. Sam nie wiem ile czasu minęło zanim się puściłem co rzeczywiście nie było wcale straszne. Po skokach zaczęliśmy dalej się wspinać tylko teraz już wyłącznie z asekuracją od dołu i tak do końca zajęć. 
Dzień drugi - jaka ona ambitna. Chyba najtrudniejszy dla mnie dzień z tych trzech dni pod względem fizycznym po jednodniowym odpoczynku od wspinania znowu spotkaliśmy się na drugim dniu szkolenia. Zaczynamy znowu w tych samych grupach rozgrzewkę oraz pierwsze wejścia na ścianę na wędkę góra, dół. Po wstępie następuje wspinaczka z dołem. Włodek dobiera drogi i zaczynamy. Przyjęło się tak że moja partnerka z drugiego końca liny zawszę szła pierwsza i tu mnie całkowicie pogrążała. Marta jest tak ambitna że prawie zawsze dochodziła do końca drogi i używała prawie zawsze chwytów z danej drogi czego ja nie mogłem powtórzyć bo albo nie dochodziłem do końca albo szedłem po wszystkim. Oczywiście nie mam jej tego za złe (idealne proporcje do wspinaczki) ale moje ego leżało na glebie. Dużym plusem było to że zaufałem jej jako mojej asekurantce.
Dzień trzeci - robię postępy. Robiąc drogę po drodze oczywiście w zakresie naszych umiejętności zdarza się tak że robi się te same drogi i na nich właśnie widać że idzie nam lepiej, łatwiej, szybciej. To był bardzo przyjemny dzień na wspinaczkę. Kurs kończył się niespodzianką czyli przypomnieniem latania z dnia pierwszego. Przypominając sobie myśli z dnia pierwszego wyrwałem się na ochotnika że chcę lecieć pierwszy. Dochodząc do trzech czwartych drogi i wychodząc nad jeden przelot bez dłuższego zastanowienia odepchnąłem się od ściany. 


Kurs uważam za bardzo udany. Profesjonalne podejście, a przy tym dużo luzu. Dziękuje instruktorom, a najbardziej osobie z drugiego końca liny Marcie mam nadzieję że się jeszcze spotkamy na ścianie. A wszystkich zapraszam na kolejne relacje gdyż zamierzam zapisać się na sekcję wspinaczkową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz